D.Szumacher: Prezes PZTS o reprezentacji Polski

Na łamach Przeglądu Sportowego ukazał się wywiad z Prezesem naszego klubu, jak i Polskiego Związku Tenisa Stołowego. W nim Prezes Szumacher opowiada o swojej ciężkiej pracy na rzecz rozwoju tenisa stołowego w naszym kraju. Zapraszamy do lektury.

WOJCIECH OSIŃSKI: Podczas zakończonych niedawno mistrzostw Europy w Alicante Li Qian zdobyła złoto, a Katarzyna Grzybowska-Franc srebro, jednak bardzo ważną i radosną informacją było przyznanie Polsce organizacji europejskiego czempionatu za dwa lata. Jak do tego doszło?

 

REKLAMA

DARIUSZ SZUMACHER (prezes PZTS): Pomysł się urodził podczas wizyty prezydenta ETTU podczas World Touru w Częstochowie w 2017 roku. Wtedy utworzył się nowy zarząd PZTS, chcieliśmy zacząć gonić konkurencję, rozwijać tenis stołowy. Postanowiliśmy zawalczyć o mistrzostwa Europy, poproszono nas o przygotowanie oferty, którą przedstawiliśmy na kongresie w Alicante. Naszym konkurentem była Turcja, jednak to my dostaliśmy prawo organizacji, z czego się bardzo cieszę i już zapraszam kibiców na warszawski Torwar od 15 do 20 września 2020 roku.

Co mogło zdecydować, że to Polska dostała ME?

DARIUSZ SZUMACHER: Na pewno znaczenie miał fakt, że cyklicznie organizujemy turnieje międzynarodowe różnych kategorii, promujemy tenis stołowy w kraju, nasze drużyny są aktywne w klubowych rozgrywkach europejskich, także komunikacja z centralą ETTU odbywa się na bieżąco. Istotne mogły też być piękne pingpongowe tradycje w naszym kraju.

Czy już podjęto jakieś działania organizacyjne? Ile będą kosztować te mistrzostwa i czy pieniądze przynajmniej częściowo są już na to zapewnione?

DARIUSZ SZUMACHER: Rozmawialiśmy już z ministerstwem sportu oraz z władzami Warszawy, dostaliśmy zielone światło. Zaczynamy poszukiwanie partnerów biznesowych. Na pewno trzeba będzie zbudować zespół ludzi do organizacji, ale jestem pewien, że taka grupa także po turnieju będzie aktywnie działać na rzecz rozwoju polskiego tenisa stołowego. Budżet? Na pewno kilka milionów, ale na dokładne rachunki przyjdzie jeszcze czas.

Prezesem PZTS został pan około półtora roku temu. Jak pan ocenia ten czas?

DARIUSZ SZUMACHER: To były bardzo trudne miesiące. Powiem szczerze, że dawno tak ciężko nie pracowałem. Ostatnio chyba gdy otwierałem swój biznes, a to było wieki temu. Szefowanie związkowi jest podobne do prowadzenia firmy – trzeba doglądać interesu, motywować ludzi, a czasem dokonywać korekt. Na szczęście nie jestem w tym osamotniony, bo wszyscy w zarządzie widzą potrzebę zmian.

Co by pan zaliczył do największych sukcesów swojej dotychczasowej kadencji?

DARIUSZ SZUMACHER: Największym osiągnięciem jest ustabilizowanie sytuacji finansowej. Niestety, po przejęciu stanowiska zaczęły wypadać trupy z szafy. Kolejne finansowe ciosy bolały nas bardzo mocno. Jednak kiedy przypomnę sobie sytuację sprzed roku i obecną, to choć szału nie ma, mogę być zadowolony. Udało nam się uruchomić kilka projektów szkoleniowych i promocyjnych. Przeszkoliliśmy około 70 trenerów szkolenia początkowego, znaleźliśmy do tego partnera, którym są Polskie Sieci Elektroenergetyczne. Nie zapominajmy o akcjach Pingpongowy PGE Narodowy w ubiegłym i bieżącym roku.

Skoro mówimy o sukcesach, trzeba też powiedzieć, co poszło gorzej.

DARIUSZ SZUMACHER: Największy problem polega na tym, że środowisko pingpongowe niełatwo jest przekonać do tego, że związek to nie tylko zarząd i centrala w Warszawie, lecz wszyscy ludzie w Polsce, którzy pracują w tenisie stołowym. I wszystkim powinno zależeć na tym, żeby rozwijać dyscyplinę, a nie jedynie osobom z zarządu. Przecież my nie zagarniamy pieniędzy pod siebie, tylko przekazujemy je w teren. 70 klubów dostaje pieniądze na szkolenie trenerów, do 20 przekazaliśmy sprzęt sportowy. To nowa jakość. Odkąd działam w tenisie stołowym, czyli od około 15 lat, prowadząc czołowy polski klub, nigdy nie dostałem od PZTS nawet jednej piłeczki.

Porozmawiajmy o sporcie – po niedawnych sukcesach kobiet w mistrzostwach Europy nasza męska reprezentacja została trochę zepchnięta w cień.

DARIUSZ SZUMACHER: Po odejściu z kadry starszej generacji szansę dostała młodzież. Tymczasem część naszych zawodników po pierwszych sukcesach w kraju zaczyna patrzeć wysoko, a to dopiero początek. Występy międzynarodowe obnażają ich braki. Nie może być tak, że nasi reprezentanci tylko zaliczają starty w turniejach. Myślę, że w najbliższym czasie pion szkoleniowy związku podejmie kolejne decyzje co do przyszłości niektórych kadrowiczów. Ja jestem zwolennikiem zmian. Uważam, że można czegoś nie umieć, ale trzeba walczyć, bo do tego zobowiązuje orzeł na piersi. Być może ograniczymy liczbę graczy wyjeżdżających na turnieje zagraniczne. Będą jeździć ci, u których widać zaangażowanie i postępy. Musimy kształtować zawodowców, bo niektórym kadrowiczom, choć są dorośli, jeszcze moim zdaniem do tego miana daleko.

Superliga jest korzystnym bodźcem do rozwoju dla młodych Polaków?

DARIUSZ SZUMACHER: Uważam, że tak, chociaż słychać głosy, że wręcz przeciwnie, bo obcokrajowcy zabierają Polakom miejsce w składzie. Z tym że u nas tych młodych nie ma tylu, aby zapełnili Superligę, natomiast jeśli ktoś dochodzi do określonego poziomu, może się sprawdzić w konfrontacji z mocnymi zawodnikami. Jestem też za tym, żeby kluby Superligi mocniej zaangażowały się w szkolenie, choć już w tej chwili nie wygląda to źle. W większości z nich praca z młodzieżą funkcjonuje.

Czy gdyby półtora roku temu wiedział pan, jak będzie wyglądało pana prezesowanie, zgodziłby się pan przyjąć funkcję szefa PZTS?

DARIUSZ SZUMACHER: Nie. Za dużo mnie to wszystko kosztuje czasu – mam na głowie firmę, klub pingpongowy w Grodzisku Mazowieckim i PZTS. Na tym wszystkim cierpi rodzina.

Ale teraz pewnie nie myśli pan już o rezygnacji?

DARIUSZ SZUMACHER: Nie, chcę dojechać do końca kadencji. Zrobić dla tenisa stołowego jak najwięcej. Skoro już wsiadłem na ten wózek, to nie zamierzam z niego przedwcześnie wyskakiwać.

Źródło: Przegląd Sportowy