Górak: porażki mnie nie martwią

"Mogę przegrać nawet dziesięć meczów w rundzie zasadniczej, ale jeśli wygram play-off, to nie będę o nich myślał" – mówi w wywiadzie Daniel Górak.

Aktualnie przygotowujesz się do turnieju World Tour w Katarze. Jak przebiegają treningi?
Daniel Górak:
Mamy taki dziesięciodniowy okres, w którym spokojnie możemy potrenować. Były już cięższe treningi, poprawiające moc, wytrzymałość, szybkość. Teraz mamy krótkie, sprawdzające gierki we własnym gronie. Są z nami Jakub Kosowski i Filip Szymański.

To dobrze, że jest taka dłuższa przerwa od oficjalnych zawodów, czy może jest to kłopot, bo wypada się z rytmu meczowego?
– Normalnie w rytmie kolejnych zawodów w sezonie nie mamy dużo czasu na analizę swojej gry, wyciągnięcie większych wniosków, by się poprawić. Cieszę się z tej przerwy, bo teraz jest do tego okazja. Ponadto można odpocząć od samych startów i wielu podróży.

Jaki masz cel na prestiżowe zawody w Katarze?
– Żeby zagrać jak najlepiej i zdobyć jak najwięcej punktów do rankingu ITTF. Nie traktuję tego turnieju jakoś wyjątkowo, tak jak mistrzostwa świata czy Europy.

W Doha będziesz występował od eliminacji. Zwykle szybko je przechodzisz, ale potem pojawia się problem w dodatkowym barażu lub w pierwszej rundzie turnieju głównego
– Tak, ale nie przegrywam w tych wczesnych grach ze słabszymi tylko z lepszymi. Często w barażu trafiam na młodych Chińczyków. Robię, co mogę, ale wiadomo, że jest ciężko. Przyzwyczaiłem się już do starć z takimi graczami jak Wang Hao. Nie przejmuję się losowaniem; wolę skupić się na tym, na co mam wpływ, czyli samej grze.

Brązowy medal w Budapeszcie mocno cię podbudował?
– Tak, ale tylko do momentu gry z Tomasem Konecnym w superlidze (śmiech)…

Czego ci brakuje w takich najważniejszych momentach, gdy pojedyncze akcje decydują o awansie do finału turnieju?
– Pewnie odporności psychicznej i takiego ogrania. To był mój drugi półfinał turnieju singla, a takiego Jiang Tianyia pewnie 20… Trochę zagotowałem się, za bardzo chciałem wygrać, nie wytrzymałem psychicznie. W decydującym momencie to rywal grał, co chciał. Ale przeanalizowałem to już. Następnym razem wygrana w takim momencie będzie w moim zasięgu.

Po turnieju na Węgrzech awansowałeś w rankingu ITTF na najwyższe w karierze 68. miejsce. Jak zareagowałeś na tę wiadomość?
– Liczyłem, że awansuję trochę wyżej. Nie wiem, jak ten ranking jest liczony. Czasami lepiej jest nie grać, niż wygrać kilka gier w turnieju głównym, a i tak awansuje się o tyle samo albo o więcej pozycji. W najbliższym czasie planuję jeszcze występ w German Open. W całym sezonie liczę na awans na miejsce, które zapewni mi start w igrzyskach olimpijskich w przyszłym roku.

Po zawodach w Katarze wystąpisz też w mistrzostwach Mazowsza. To ostatnia szansa zdobycia przepustki do indywidualnych mistrzostw Polski.
– To będzie mój pierwszy start w mistrzostwach województwa mazowieckiego. Liczę na kolejny tytuł, bo wcześniej takie zdobyłem na Ziemi Lubuskiej i w Małopolsce. Gdy nie wystartowałem w III Grand Prix Polski, wiedziałem, że będę potrzebował grać w mistrzostwach województwa. Jednak nie traktuję tego startu przymusowo.

Bogoria zakończyła już udział w Lidze Mistrzów, w której trzeciraz w historii dotarła do ćwierćfinału. Jak ocenisz ten start?
– Uważam, że udało nam się wejśc do czołowej ósemki, tak to rozpatruję. Przegraliśmy z drużyną lepszą od siebie. Myślę, że ćwierćfinał to niezły sukces, bo w tej fazie nie pokazały się kluby ze znacznie większym budżetem od naszego. W ogóle chyba z całej stawki ćwierćfinałowej dysponujemy najmniejszym. Ponadto głównym sukcesem jest też to, że w naszym składzie występuje przewaga rodowitych Polaków. Dlatego myślę, że to dobry kierunek obrany przez klub.

Twój najlepszy i najgorszy pojedynek w tej edycji?
– Najlepszy to z Zoltem Pete w rewanżu, kiedy po wyrównanej grze było 3:2 dla mnie. Stawka była duża, bo podtrzymaliśmy wtedy szanse na wyjście z grupy. Najgorsze pojedynki rozegrałem w pierwszym meczu z Wels, w którym nie zapunktowałem, a gra nie wychodziła mi tak, jak chciałem.

Można wysnuć wniosek, że obecnie w składzie na Ligę Mistrzów trzeba mieć jednego lub nawet dwóch graczy z czołowej "20" rankingu światowego, jeśli chce się awansować do strefy medalowej?
– Nie zamieniłbym Oha na przykład na Hou Yingchao. Nie wiem jak to dokładnie wygląda, ale podejrzewam, że ten zawodnik tylko przyjeżdza zrobić wynik i zebrać kasę, nie myśląc o tym, żeby w klubie coś powstało, rozwinęło się. Tutaj Oh jest niezastąpiony; trening z nim to super sprawa, zarówno dla nas, jak i dla dzieci, które gdy na niego patrzą, to od razu rośnie im zaangażowanie w zajęcia. A sama gra tylko dla czystego wyniku i pieniędzy nie wiem czy ma sens…

Ku końcowi zbliża się runda zasadnicza krajowej superligi. Drużyna poniosła ostatnio czwartą porażkę i wiadomo już, że nie zdobędzie dziewiątego z rzędu mistrzostwa sezonu zasadniczego. Są powody do zmartwień?
– Mnie w ogóle to nie martwi. Liga jest mocna i nas to cieszy, że rywalizujemy z drużynami, które nas zwyciężają. Mnie drugie miejsce nie przeszkadza. Mogę przegrać nawet dziesięć meczów w rundzie zasadniczej, ale jeśli wygram play-off, to nie będę o nich myślał. Ta faza jest najważniejsza, a porażki po drodze są wkalkulowane.

Czyli już teraz zapowiadasz znacznie skuteczniejszą grę w play-off?
– Chciałbym, bo taki jest nasz cel po odpadnięciu z Ligi Mistrzów – obrona mistrzostwa Polski. Przed nami jeszcze prestiżowe mecze z Działdowem i Grudziądzem. Będziemy chcieli się zrewanżować tym zespołom, a przede wszystkim zdobyć punkty. Nasze drugie miejsce w tej chwili nie jest jeszcze pewne.