"Po mistrzostwach Europy wreszcie nabrałem ochoty do gry i głodu zwycięstw" – powiedział po I Grand Prix Polski Robert Floras.
Co czujesz po turnieju w Radomiu?
Robert Floras: Mam nadzieję, że to będzie dla mnie taki przełomowy moment. Od dłuższego czasu występowałem bez większych sukcesów. W ubiegłym sezonie na Grand Prix ani razu nie awansowałem do "8". Liczę, że wrócę na stałe do krajowej czołówki i że pewna pozycja w Polsce pozwoli mi na wygrywanie na arenie międzynarodowej.
Jaka była gra finałowa?
– Myślę, że mogła podobać się kibicom. Lubię grać z Kubą Kosowskim. Tym razem na naszą grę miały wpływ warunki na sali. Na stół, na którym graliśmy, padały promienie słońca, które sprawiały trudności. Przy stanie 2:2 przenieśliśmy się na inny, trochę lepiej ustawiony stół. Ostatecznie wygrałem 4:2, ale najtrudniejszy dla mnie był pojedynek w półfinale z Jakubem Dyjasem. Przegrywałem 2:3 i trochę brakowało mi koncepcji na grę. Ale widziałem, że rywal nie zyskał pewności siebie, więc uwierzyłem w swoje zwycięstwo.
Łącznie rozegrałeś 32 sety przez pięć gier, w tym trzy pojedynki zakończyłeś w siedmiu setach, w których wygrałeś po 11:7. Co było w nich kluczowe?
– Myślę, że zadecydowała psychika, koncentracja i narzucenie swojego stylu gry. Nie grałem asekuracyjnie, tylko sam starałem się przejąć inicjatywę. To zwycięstwo dużo dla mnie znaczy. Turniej zdobyłem zawziętością, chęcią i charakterem.
Po mistrzostwach Europy imponujesz skutecznością gry: dwie wygrane w superlidze i pięć w Grand Prix
– Po nieudanych mistrzostwach potrzebowałem oddechu i naprawdę spokojnego treningu – bez pośpiechu, ciśnienia, myślenia o punktach. W tym czasie nabrałem ochoty i energii do grania oraz głodu zwyciężania. Byłem gotowy już na ligowy mecz z Jarosławiem, ale trener powiedział, bym jeszcze poczekał. To była dobra decyzja. Przed Grand Prix miałem dwa przetarcia w lidze. To mi pomogło i do turnieju przystąpiłem już w pełni gotowy.