"To bardzo dobry zespół, ale zdecydowanie w naszym zasięgu" – mówi trener Bogorii Tomasz Redzimski przed ćwierćfinałem Ligi Mistrzów z Weinviertel Niederosterreich.
Panie trenerze, to dobrze, że mecz z Morlinami trwał niewiele ponad godzinę, bo można już myśleć o spotkaniu w Lidze Mistrzów, czy źle, ponieważ zawodnicy nie popróbowali różnych rozwiązań, a i rywal nie prezentował poziomu zespołu austriackiego?
Tomasz Redzimski: Patrzę na to z perspektywy naszej obecnej dyspozycji. Paweł Fertikowski przegrał swój ostatni mecz z Pawłem Platonowem 3:2, więc cieszy mnie to, co dzisiaj zaprezentował przy stole: sposób gry pokazujący, że robi postępy i solidnie pracuje na treningach. Zagrał wiele akcji, które były już na najwyższym stopniu trudności i miał zdecydowaną przewagę w grze. Z kolei Daniel nie miał udanej końcówki pierwszej rundy. Dzisiaj też nie grał najlepiej z Karolem Szarmachem. Ale zmobilizował się w trzecim oraz czwartym secie i rozegrał dobre końcówki. Myślę, że powoli zbliża się do dyspozycji, w jakiej jesteśmy przyzwyczajeni go oglądać. Jeszcze kilka szlifów na treningach przed meczem piątkowym i Daniel będzie w stanie zagrać świetne pojedynki.
Rywale z Niederosterreich są doskonale znani Bogorii
– Tak, grywaliśmy z nimi już w Lidze Mistrzów i różnych turniejach międzynarodowych. Spotykaliśmy się z nimi często i oni częściej wygrywali. Teraz ich skład jest trochę inny, więc mamy okazję do rewanżu. Ostatnie sukcesy Austrii w Drużynowym Pucharze Świata [srebrny medal] świadczą o tym, że i Fegerl, i Habesohn są już w stanie wygrywać z czołowymi europejskimi zawodnikami. To bardzo dobry zespół, ale zdecydowanie w naszym zasięgu. Doskonale zdajemy sobie z tego sprawę i wiemy, że mamy szansę pierwszy raz awansować do półfinału.
Jaki będzie klucz do wygranej z defensywnie grającym Chińczykiem Hou Yingchao?
– Myślę, że trudno spodziewać się, że zdobędziemy na nim komplet punktów. Jest to jak najbardziej do zrobienia, ale według mnie kluczem do spotkania będzie skuteczna gra przeciwko Fegerlowi i Habesohnowi. Wiemy, że jest mało takich tenisistów stołowych jak zawodnik z Chin, ale Daniel Górak pokazał w finale Pucharu ETTU, że potrafi grać świetnie przeciwko obronie, bo prowadził z nim 2:0 i 9:9. Zabrakło wtedy jednak przysłowiowej kropki nad "i". Natomiast wygrywaliśmy już z Austriakami. Możemy to zrobić również w piątek. A jeśli uda się pokonać Hou Yingchao, to możemy to traktować jako premię.
Ulżyło trochę panu, gdy się okazało, że Niederosterreich jest ćwierćfinałowym rywalem Bogorii?
– Nie. Tutaj grają najlepsze zespoły w Europie. Niederosterreich przecież wygrało swoją grupę, nikt im tego nie oddał. To świadczy o ich klasie. My już byliśmy w takich sytuacjach, że nie dawano nam szansy wyjścia z grupy w Lidze Mistrzów, a tego dokonaliśmy. Zwyciężyliśmy też drużyny francuskie, wydawałoby się od nas lepsze, w Pucharze ETTU. Ja mogę grać z każdym, a im lepsza ekipa, tym większą czuję frajdę.
A zmiana Chen Weixinga na Hou Yingchao w zespole rywali wyszła im na dobre?
– Myślę, że zdecydowanie tak. Styl gry Chena jest bardziej przewidywalny. Jest to długi czop na backhandzie, którym podcina i do tego obrona pasywna oraz kontratak forhandem. Hou gra krótkim czopem i w związku z tym prezentuje trudniejszy tenis stołowy, ma więcej możliwości kombinacji i oszukiwania na rotacjach. Nie mamy na co dzień możliwości pracować z takim zawodnikiem, więc tutaj trzeba będzie dostosowywać się w trakcie pojedynku. To bardzo duże wyzwanie, ale za to bardzo ciekawe.
Stawka dwumeczu jest bardzo wysoka. Zawodnicy Bogorii udźwigną ten ciężar?
– Myślę, że nie ma co dźwigać. Gramy w pingponga, bo chcemy. Ja sobie wybrałem taki zawód, chłopaki są profesjonalnymi zawodnikami z powodu swojego wyboru. Cieszymy się z tego, że mamy sposobność gry o półfinał. Ja nie czuję u siebie, ani nie widzę w zespole żadnej presji. Po prostu to jest przyjemność grać na takim poziomie w tenisa stołowego.
Trzeba wykorzystać atut własnej hali w pierwszym meczu?
– W fazie grupowej przegraliśmy tutaj dwa mecze, tyle samo co wygraliśmy na wyjeździe. W historii daliśmy się już poznać jako zespół dobrze grający przed własną publicznością, a nasi kibice są znani w Europie. Wiem, że z jednej strony nie łatwo gra się przy takim harmiderze i tumulcie, jaki panuje w naszym obiekcie, ale z drugiej strony nasi rywale miło wspominają mecze w Grodzisku, ponieważ to dodatkowo mobilizuje. O wiele lepiej gra się przy pełnych trybunach, które nawet są nieprzychylne, niż przy publiczności, która zasiada na trybunach w szczątkowej ilości. Chcemy wykorzystać ten obiekt. Znamy stół, piłki, graliśmy tutaj życiowe mecze. Ale przeciwnicy też tutaj już byli i wiedzą, czego się spodziewać. Myślę, że tej klasy zawodnicy będą w stanie dostosować się do warunków, jakie będą tutaj w piątek.
Jakie ma pan indywidualne i drużynowe marzenia na 2015 rok?
– Życzyłbym sobie, żebym najtrafniej, jak to możliwe, odczytywał kluczowe aspekty związane z grą naszych zawodników, które to decydują o postępie. Na tym polega praca trenera, by zastanawiał się, jak podnieść poziom swoich zawodników. Co ćwiczyć? Jak ćwiczyć? Jakie stosować techniki i strategie? Czy na treningu robimy wszystko w ramach prezentowanego przez każdego zawodnika stylu gry? Czy optymalnie przygotowujemy się do poszczególnych meczów? Które cechy i rozwiązania problemów są w danym momencie najważniejsze, by pokonać jeszcze większy problem? Dotyczy to zwłaszcza Roberta, Pawła i Daniela. Oh jest już graczem poukładanym, choć oczywiście są takie uderzenia, które jeśli trafia, to powodują, że czuje się swobodnie i układa się cała gra. Wiem, jakie ćwiczenia musimy wykonywać przed każdym meczem, by właśnie tak się czuł. Chciałbym być uważny, skupiony i widzieć to, co w danym momencie trzeba widzieć, nie za poźno.