Trener Polskiej Reprezentacji Tomasz Redzimski w wywiadzie dla Sportowych Faktów podsumował wydarzenia niedawno zakończonych Mistrzostw Europy. W nich nasz Miłosz Redzimski dotarł do 1/4 finału debla i 1/8 finału singla.
Redakcja PZTS: Z jakimi oczekiwaniami jechał pan na ME do Linzu?
Tomasz Redzimski, trener polskiej reprezentacji: Zawody mistrzowskie to bardzo ważny sprawdzian w boju, tego jak – patrząc z perspektywy taktycznej – złożona potrafi być gra naszych tenisistów stołowych. Jakie mają zdolności do zmienności i różnorodności u siebie, ale też do adaptacji do zmian, na jakie w trakcie meczu decydują się przeciwnicy.
O sile Europy niech świadczą igrzyska olimpijskie w Paryżu, gdzie zajęli dwa z trzech miejsc na podium. Srebro zdobył Szwed Truls Moregard, a brąz Francuz Felix Lebrun. Medale wywalczyli także ze swoimi kolegami w turnieju drużynowym. Tak więc czołowi zawodnicy naszego kontynentu są w światowej czołówce i jednocześnie wyznacznikiem tego, jak przygotowywać się do turniejów, by następnie skutecznie mierzyć się z Azjatami.
Szczegółowa analiza dotyczy – poza samym wymiarem wynikowym w poszczególnych konkurencjach – oceny umiejętności, tego co zawodnik skutecznie stosuje w pojedynkach, co stosuje, ale jeszcze nie wychodzi, albo czego nie gra albo w zbyt małym stopniu, by skutecznie zagrozić rywalom.
W singlu najdalej, do 3 rundy (1/8 finału), dotarł Miłosz Redzimski, prywatnie pański syn. Przegrał z późniejszym zwycięzcą imprezy Alexisem Lebrunem 0:4.
Reprezentant Francji zawiesił poprzeczkę bardzo wysoko i nie dał większych szans Miłoszowi. Każdy jego kolejny serwis różnił się od poprzedniego, zmieniał rotację, długość, szybkość, miejsce upadku piłki. To jest ta kluczowa różnorodność, o której wielokrotnie opowiadam. Łączył np. podania z górną rotacją szeroko do forhendu z zagraniami z dolno-boczną głęboko do bekhendu. Następnie szybki do środka, szybki do bekhendu itd., by po chwili zaczynać akcję od haków. Zaraz po serwie natychmiast atakował. Niestety, Miłosz nie potrafił dostosować się do tak dużej zmienności.
Przebieg setów wskazuje, że w Austrii spotkanie toczyło się pod dyktando Lebruna.
To Francuz widział więcej, lepiej pracował na nogach i ogólnie lepiej grał. Nie było momentu, w którym Miłosz uzyskałby przewagę punktową. Owszem, rozegrał kilka błyskotliwych akcji, m.in. świetnie atakował trzecią i czwartą albo najpóźniej piątą piłkę. Ale kiedy taki atak Lebrun zatrzymywał blokiem albo kontrą, wtedy wyraźnie podcinał skrzydła Miłoszowi.
W 1/16 finału Miłosz Redzimski pokonał 4:0 bardzo doświadczonego Francuza Simona Gauzy’ego, wicemistrza Europy 2016.
Nigdy wcześniej nie spotkali się na żadnych zawodach. Miłosz miał jasno określony plan na tę grę, który świetnie wcielił w życie. Znów bardzo pomocne były materiały przygotowane przez trenera Jerzego Grycana. Przede wszystkim korzystał ze swojego bardzo dobrego serwisu, po drugie Gauzy nie gra ani super zmiennie ani też zbyt szybko w pierwszych czterech piłkach. Łatwiej można przejąć inicjatywę pozostając blisko stołu, a rywala od niego odsunąć.
Przydarzyły się Miłoszowi kryzysowe momenty, ale na szczęście krótkotrwałe. Wracał do pełnej koncentracji i seriami zdobywał punkty. Atakował w dobre miejsca, a na długo w pamięci pozostanie zagranie obróconym forhendem po prostej przy 11:10, zapewniające zwycięstwo w pierwszym secie. Wcześniej przegrywał 9:10.
W najbliższych dniach Miłosz Redzimski miał startować w Omanie.
Zmieniliśmy plany, potrzebuje treningu w Grodzisku Mazowieckim, zagra też w niektórych meczach Lotto Superligi. Wkrótce też mistrzostwa świata juniorów w Helsinborgu, gdzie mam nadzieję będzie miał okazję stawić czoła najlepszym rówieśnikom. Liczę, że przyjadą najlepsi Azjaci, tj. Chińczycy, Koreańczycy, Japończycy, Tajwańczycy oraz że nie zabraknie Niemców, Francuzów itd. Dla Miłosza to kolejna okazja zagrania na najwyższym poziomie w bardzo silnym turnieju mistrzowskim międzynarodowym.
Źródło: sportowefakty.wp.pl