Artur Daniel kilkanaście lat temu był zawodnikiem, który bardzo mocno wpłynął na sukcesy Bogorii, a jeszcze wcześniej Tura Jaktorów. Już w Jaktorowie Artur sięgnął po brązowy medal Drużynowych Mistrzostw Polski. W wywiadzie dla naszego klubu opowiedział o przenosinach klubu do Grodziska Mazowieckiego oraz pierwszych tytułach wywalczonych dla Bogorii.
Sylwetka zawodnika
Data urodzenia 28.04.1982
Lata spędzone w Bogorii: 2005-2009
Sukcesy w trakcie grania w klubie: Mistrzostw Polski w singlu (2009), Drużynowe Mistrzostwo Polski (2008,2009) Ćwierćfinalista Ligi Mistrzów (2009)
Artur w Bogorii, a wcześniej LKS Tur Jaktorów spędziłeś cztery sezony (2005-2009). Jak wspominasz ten czas pod względem sportowym i prywatnym?
Artur Daniel: 4 lata spędzone w Grodzisku wspominam bardzo dobrze. To był kluczowy czas mojej kariery. Przez dwa lata dojeżdżałem na mecze do Jaktorowa i Grodziska Mazowieckiego z Gdańska, gdzie mieszkałem i trenowałem. Następne dwa mieszkałem już na miejscu w Grodzisku. Mam wiele miłych i fajnych wspomnień z tamtego okresu.
W pierwszym sezonie w Jaktorowie wraz z Marcinem Czerniawskim, Jakubem Perkiem i Darkiem Budzichem jak beniaminek wywalczyliście brązowy medal Ekstraklasy. Chyba było to wówczas duża niespodzianka?
A.D.: To była bardzo duża niespodzianka. Nikt przed sezonem nie marzył o medalu, liczyła się tylko dobra gra z meczu na mecz. Z każdym miesiącem graliśmy coraz lepiej, efektem był pierwszy w historii medal dla drużyny z Jaktorowa późniejszej Bogorii. To zapewne zapoczątkowało chęć bycia jednym z najlepszych klubów w Polsce dla klubu.
W przybliżeniu jaki bilans indywidualny osiągałeś w okresie gry w Bogorii?
A.D.: Pamiętam, że w lidze zawsze grałem dobrze. Na pewno w jednym z sezonów bylem liderem rankingu indywidualnego Ekstraklasy, która wiadomo, że nie była tak silna jak teraz ,ale grało w tamtym czasie wielu solidnych zawodników. Generalnie w tamtym okresie bylem czołowym zawodnikiem Ligi.
Rok później do waszej drużyny dołączył z Chin Xu Wenliang, który nie mówił w żadnym innym języku obcym dla niego. Jak przebiegała wówczas komunikacja w waszej drużynie?
A.D.: Xu Wenliang przyszedł w pierwszym roku kiedy cały klub przeniósł się do Grodziska Mazowieckiego. Z tamtego okresu wywodzi się wiele śmiesznych a nawet komicznych sytuacji :). Na początku porozumiewaliśmy się na migi, a z czasem Wenliang łapał pojedyncze słowa i było trochę prościej o komunikacje. Z tego co pamiętam to pierwsze słowa które wypowiedział to podobnie jak w przypadku Wandżiego były to przekleństwa, których lepiej nie przytaczać J
Po pierwszy tytuł drużynowego Mistrza Polski dla Bogorii sięgnąłeś właśnie z Wenliangiem oraz gwiazdą ligi Wandżim. Jak smakowało to pierwsze Mistrzostwo Polski?
A.D.: To było niesamowite przeżycie . Mieliśmy silną drużynę ,w której była dodatkowo bardzo dobra atmosfera i przekładało się to również na wyniki. To pierwsze Mistrzostwo Polski nie było jednak takie, że dostaliśmy z automatu. Przez cały sezon trenowaliśmy ciężko, każdy z nas grał równo i co najważniejsze skutecznie. To wszystko zaowocowało końcowym sukcesem
W ostatnim czwartym roku gry dla Bogorii rozpoczęliście zmagania w Lidze Mistrzów. Czy organizacyjnie klub był wówczas gotowy na rozpoczęcie zmagań na arenie międzynarodowej?
A.D.: Myślę, że tak. Przez te ostatnie dziesięć lat chyba ,aż tak bardzo wszystko się nie zmieniło. Bogoria gra w tej samej Hali przy Westfala, zmieniają się tylko jej zawodnicy. Co prawda trzeba ogarnąć logistykę itp.. Jednak nie pamiętam, aby któraś z drużyn narzekała na jakieś niedogodności. Bywały takie sytuacje, że to ja bylem kierowca Jan Ove Waldnera czy przewodnikiem po Warszawskiej Starówce oficjeli z francuskiego Levalois.
W tym samym roku sięgnąłeś po największy sukces w swojej karierze czyli indywidualne Mistrzostwo Polski. Czy to wtedy uważasz byłeś w życiowej formie?
A.D.: Na pewno w zdecydowanie najrówniejszej formie. Od tamtego sezonu prace rozpoczął trener Tomek Redzimski i od razu nasza współpraca wyglądała bardzo dobrze. Od początku wakacji zaczęliśmy trenować wszystkie aspekty sportowe ,które pozwoliły mi być bardzo dobrze przygotowanym do długiego i ciężkiego sezonu. W 2009 roku zdobyłem tytuł Indywidualnego Mistrza Kraju, wygraliśmy również Drużynowe Mistrzostwo Polski, a do tego znalazłem się w składzie na Mistrzostwa Świata w Jokohamie. Ten sezon był najlepszy w moim życiu.
W finale singla wówczas pokonałeś wspomnianego Wandżiego. Czy fakt, że trenowaliście razem trochę Ci pomógł?
A.D.: Wówczas nikt w Polsce nie miał możliwości trenowania z Wandżim. Z racji nietypowego stylu gry, Wang był postrachem dla wszystkich zawodników w całej Europie jak i na świecie.. Granie i trenowanie z nim w jednym klubie bardzo pomogły mi w wygraniu z nim w finale ponieważ bardzo dobrze wiedziałem jak serwuje i atakuje.
Które spotkanie drużynowo w barwach Bogorii wspominasz najlepiej?
A.D.: W Ekstraklasie bardzo dobrze wspominam wszystkie mecze, które wchodziły w fazę play-off. Ta końcówka sezonu wzbudzała we mnie dodatkowe pokłady energii oraz powodowała, że grałem jeszcze lepszej gry niż w sezonie zasadniczym. Jeśli chodzi o Champions League to szczególnie pamiętam ten mecz z Levalois, który Bogoria wygrala 3:2. Fantastyczną wygraną zaliczył wówczas Chang Yuk z Yoo See Hiukiem. Do tego dobre gry rozgrywał Wandżi. To było cos na co patrzyło się z dużą przyjemnością.
Jak po odejściu z klubu potoczyła się dalej twoja kariera i gdzie grasz obecnie?
A.D.: Po odejściu z Bogorii grałem w kilku klubach i miejscach. Najpierw grałem w Grudziądzu a potem kolejno w Zamościu, Działdowie, Sopocie, Warszawie, Karnieszewicach i Gdańsku. Obecnie jestem grającym trenerem w jednym z najbardziej utytułowanych klubów w Polsce AZS AWFIS Balta Gdańsk.
Na koniec może przytoczyłbyś jakąś anegdotę lub najśmieszniejszą historię kiedy grałeś w barwach Bogorii?
A.D.: Najwięcej śmiesznych anegdot mam zdecydowanie z Xu Wenliangiem. Szczególnie na początku jak przyjechał do Polski dużo się działo. Mogę wam przytoczyć jedną z historii jak pojechaliśmy na odnowę biologiczną do kriokomory. Urządzenie zmrożone do -130 stopni, Xu wchodzi do niej po szyje i od razu krzyczy na cały ośrodek „Pan zimno, Pan zimno. Ja chce koniec, już koniec” i tak z minutę krzyczał. Człowiek który obsługiwał to urządzenie popatrzył na niego z politowaniem i ze stoickim spokojem odpowiedział mu „Koniec to jest 2 metry pod ziemią” J. Pamiętam, że nie mogłem wytrzymać ze śmiechu:).
Na koniec pozdrawiam wszystkich sympatyków tenisa stołowego w Grodzisku Mazowieckim oraz całe szefostwo klubu na czele z Prezesem Dariuszem Szumacherem. Artur Daniel